Panatomic
Podobno takie sytuacje nie mają prawa się już dzisiaj zdarzyć, a jednak ….
W marcu 2014 r. przyniesiono nam aparat z załadowanym filmem. Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że był to sprzęt który na pewno niejedno już pamiętał i sfotografował. Wyglądał tak:
Zdjęcie zaczerpnięte z internetu, ale przyniesiony
do nas aparat był tym samym modelem.
Klient zlecił nam wywołanie założonego do niego filmu. Po wyjęciu okazało się, że był to produkowany w latach trzydziestych poprzedniego wieku czarno-biały (a jakżeby inaczej!) negatyw KODAK PANATOMIC, konfekcjonowany jako typ 127. To taka pośrednia wielkość między typem 135 (klasyczny „mały obrazek”) a typem 120, czyli popularnie nazywanym 6×9. Film nawinięty był na drewniano-metalową szpulkę. Tak się przedstawiał po wyjęciu z aparatu:
Próby znalezienia sposobu jego obróbki zabrały nam trochę czasu, ale co nieco dało się w Internecie znaleźć. Na jednym z amerykańskich forów fotograficznych dowiedzieliśmy się, że jest duża szansa na jego w miarę poprawne wywołanie, pod pewnymi jednak warunkami:
- Niska (12-15 st.C) temp. wywoływacza. Miało to wpłynąć na zmniejszenie zadymienia.
- Zwiększone stężenie substancji wywołujących w roztworze wywoływacza. Celem było podniesienie jego energii.
- Zwiększenie ilości substancji antyzadymiającej.
Ponieważ jednak nigdzie nie znaleźliśmy choćby pobieżnych informacji o czasie wywoływania, a film był tylko jeden , uciekliśmy się do pewnego fortelu, czyli obróbki w podczerwieni. Uzbrojeni w diody IR oraz noktowizor, byliśmy gotowi stawić czoła nieprzeciętnemu wyzwaniu. Wszak film przeleżał w aparacie ok. 80 lat.
Obróbka w wywoływaczu trwała ok. 13 minut. Po skończonej obróbce i wysuszeniu, negatyw został sfotografowany na podświetlarce. Wyglądał tak:
Widać, że skład zmodyfikowanego wywoływacza oraz parametry obróbki zostały optymalnie dobrane. Cienie są co prawda zadymione (nieubłagany upływ czasu), ale w światłach nie brakuje gęstości. Jak widać, negatyw jest troszkę „zjedzony” przez bakterie, które tyle lat miały na swoje działanie. Ale obraz utajony przez te kilkadziesiąt lat nie uciekł!
Po skanowaniu negatywu, otrzymaliśmy taką oto klatkę:
Prawda, że całkiem przyjemna? Zaryzykowałbym nawet twierdzenie że – biorąc pod uwagę tak długi upływ czasu – zaskakująco dobra.
I jeszcze kilka słów o widocznych charakterystycznych okrągłych „plamach”. Wg mnie są one skutkiem reakcji emulsji światłoczułej na promieniowanie X emitowane w szczątkowej co prawda ilości, ale jednak, przez farbę, którą zadrukowany jest dupleks. „Kropy” te powstały bowiem w miejscach, w których na dupleksie nadrukowane są znaki pomagające odpowiednio pozycjonować film w aparacie. Ot i cała ich tajemnica .
Po tym doświadczeniu nie boimy się już żadnych wyzwań związanych z szeroko pojęta FOTOGRAFIĄ